Retrospekcja

Jako że przestrzeń tego bloga przeznaczona jest na dopiski do powstającej książki i wypisy z lektur, chciałbym sięgnąć wstecz, do początków. Kiedy zacząłem czytać dzieła Hanny Arendt – na zajęciach u Magdaleny Środy i Marcina Króla w 2008 roku – nie wiedziałem o jej najwcześniejszych pismach. Zostałem więc wprowadzony w uniwersum Arendtiańskie solidnie i klasycznie: drogą filozofii politycznej. Moją pracę magisterską poświęciłem studiowaniu tematów nihilizmu i melancholii u Arendt – z fiaska tej pracy zrodził się pomysł na doktorat. Fiasko polegało na tym, że odkryłem wczesne, przedwojenne pisma autorki za późno, żeby je przyswoić. W magisterium zdołałem zapisać zaledwie ich pierwsze czytanie, przy którym uświadomiłem sobie, że natrafiłem na prawdziwą żyłę złota.

Rok 2011 przyniósł niespodziewane spotkania, które zmieniły moje spojrzenie na Hannę Arendt. Wiosną przeczytałem polskie tłumacznie książki Julii Kristevej, przełożonej przez Jacka Levina. Jest to prawdziwa biografia intelektualna, opisanie przebiegu życia. Dotąd znałem Arendt myślicielkę, odtąd zobaczyłem ją w ludzkiej postaci. Jako kobietę, Żydówkę, emigrantkę. Jako zdeklarowana filozoficzna szkotystka, Julia Kristeva ma niezrównaną zdolność do tworzenia portretów uwydatniających niepowtarzalność rysów, unikatowość ekspresji. Na mój sposób czytania pod kątem indywidualnej idiosynkrazji także wpłynęło późniejsze spotkanie z Sigrid Weigel, która pierwsza dostrzegła, że w pismach Arendt przechowany jest jej głos. Innymi słowy, jest to zapis mowy żywej, przemawianie do czytelników, które występuje przeciw reżimowi czasu, łącząc minione i przyszłe pokolenia w momentach naszej skupionej uwagi oraz iluminacji. Poza tym Sigrid Weigel przekonała mnie, że Hanna Arendt powinna być czytana jako autorka dwujęzyczna, której nienaruszona więź z niemczyzną widoczna jest nawet w angielszczyźnie.

Rok 2011 to jednak przede wszystkim spotkanie z Agatą Bielik-Robson. O jej wpływie na moją pracę nie sposób pisać krótkiego sprawozdania, ponieważ trwa on po dziś dzień. Nie ulega wątpliwości, że mesjański witalizm, czyli autorska filozofia Agaty Bielik-Robson, był dla mnie stałym źródłem inspiracji. Dostrzegłem, że natalistyczna refleksja Arendt to kolejny rozdział wielkiej księgi życia, jaką w dwudziestym wieku zaczęli pisać Żydzi, a wraz z nimi także inni. Wszyscy oni pojęli, że świecki świat jest przeznaczeniem ziemskiego życia, a ten doniosły fakt musi dopiero zostać przemyślany zarówno przez tych, dla których świat jest ostateczną granicą, jak i przez tych, którzy liczą na ciąg dalszy poza światem. Dla jednych i drugich świat, ziemskość, skończoność mają być wskazówką, zobowiązaniem oraz punktem orientacji. Świecki horyzont świata ma pomóc się dogadać, uzgadniać sprzeczne światopoglądy, a ostatecznie – przynosić zgodę, czyli mesjański pokój.

Komentarze